Gdy zza okien zaczyna zaglądać jesienna szaruga, kina rozszerzają swój repertuar o filmy grozy. Trend ten nie ominął i najmłodszego medium jakim jest internet. Na popularnych portalach z memami możemy natknąć się na budzące dreszcz przerażenia historie nawiedzonych domów, czy przybyszy z zaświatów. Na youtube znajdziesz Czytelniku wiele tzw. screamerów, z pozoru zwyczajnych filmów, z sielskim obrazkiem i nagle wyskakującą potworną twarzą. Popularność na całym świecie zdobył internetowy kanał SA Wardęgi, w udostępnionych tam filmach wciela się on m.in. w postacie z najgorszych koszmarów i straszy spacerujących nocą mieszkańców polskich miast.
Jak napisałem w artykule Fear on demand , strach stał się towarem, który doskonale sprzedaje się na bazarze jakim są współczesne media. Skąd tak duża popularność tego typu zjawisk? Dlaczego lubimy się bać ? Częściowej odpowiedzi na te pytania udziela
nam psycholog Mark Schaller. Badacz podaje aż 10 potencjalnych powodów, dla których z własnej woli angażujemy się w czynności, które niosą ze sobą niemiłe przeżycia:
- Doświadczenie silnych emocji przykrych (strach, smutek, złość) może pełnić rolę oczyszczenia z negatywnego napięcia. Jest to rodzaj swoistego katharsis, w trakcie którego nagromadzona energia, może zostać uwolniona np.: poprzez krzyk, łzy, uderzenie pięścią w stół.
- Ulga, która pojawia się po ustąpieniu źródeł emocji przykrej, może stanowić na tyle przyjemne doznanie, że człowiek będzie się angażował w sytuacje wywołujące napięcie, tylko po to by doznać tego niezwykłego uczucia ulgi. Drażnienie bolącego zęba jest tego doskonałym przykładem.
- To, że zobaczymy na ekranie tragedię innych ludzi, sprawi, co prawda, że przeżyjemy przykre emocje, ale jednocześnie, dostarczy nam przyjemnego poczucia, że to nie my znaleźliśmy się w opresji i wzmocni nasze poczucie bezpieczeństwa.
- Scena z horroru lub oglądanie relacji z miejsca jakiegoś kataklizmu może pełnić rolę „szczepionki” przed podobnymi,silniejszymi przeżyciami w przyszłości. Uodparniamy się na to, co może się zdarzyć.
- Ludzie „fundują” sobie negatywne doznania, by zerwać ze światem pozytywnych iluzji, który sami wykreowali. W świecie iluzji nie ma miejsca na ból, rozpacz, grozę. Ucieczka w ich objęcia to ucieczka do realności. Życie bowiem jest różnorodne: czasem świeci słońce, czasem pada deszcz.
- Doświadczanie od czasu do czasu emocji przykrych może spowodować, że w innych sytuacjach będziemy jeszcze lepiej niż dotychczas oceniać sytuacje i obiekty pozytywne. Nauczymy się bardziej doceniać to, co mamy.
- Jeśli człowiek wierzy, że w życiu istnieje równowaga zdarzeń pozytywnych i negatywnych, to wystawiając się z własnej woli na działanie tych drugich, może zwiększać swoje subiektywne prawdopodobieństwo, że od tej pory dla równowagi przytrafiać mu się będą same dobre rzeczy.
- Niekiedy działa też silna norma kulturowa, która mówi, że przeżywanie tylko emocji przyjemnych jest fałszywe: „Jeśli jesteś szczery, czasami musisz czuć się źle, powinieneś od czasu do czasu cierpieć, bać się, smucić”. W Polsce ta norma działa bardzo wyraźnie.
- Doświadczanie i poszukiwanie emocji przykrych może być ucieczką od samoświadomości: ciągłego skupiania się na własnych problemach i troskach.
- Silne przeżycie może uzmysłowić człowiekowi, że „żyje naprawdę” i pozwolić na ucieczkę od nudy i banalności codziennego życia.
Należy pamiętać, że powyższe wyliczenie to w większości hipotezy. Z pewnością nie tłumaczą wszystkich motywów sięgania po doznania gwarantujące dreszcz emocji (pomijają na przykład aspekt neurobiologii i różnic indywidualnych).
Kolejny artykuł z tego cyklu już za tydzień, a opowiem w nim o archetypach i prehistorii zjawisk, którymi jesteśmy straszeni współcześnie (będzie też coś o Eboli).
ŹRÓDŁA:
Schaller, M. (1993). Feeling bad to feel good: Comments and observations. Basic and Applied Social Psychology, 14, 285-294